Translate

niedziela, 23 sierpnia 2015

Ławeczka przed domem


Skupiamy się obecnie na sprawach sporego kalibru w wykańczaniu domu tj. taras i drewutnia więc staram się nie odciągać swojej uwagi od rzeczy zasadniczych dodatkami. Nie powstrzymałam się jednak od poszukiwań ławeczki pod okno przy wejściu do domu. Z tyłu domu jest słonecznie, z czego bardzo się cieszę, jednak w upalne dni to z przodu bawią się dzieci i szukają wytchnienia dorośli gdyż po godzinie 12 słonko chowa się za dachem i pojawia się przyjemny chłód. 
Wymarzyłam sobie ławkę drewnianą. Mogłam sobie na taką pozwolić gdyż pod oknem mamy położoną kostkę brukową, dzięki czemu drewniane nogi ławki nie będą grzęznąć w błocie. Dodatkowo centralnie nad ławką jest niewielki balkon tworzący nad nią zadaszenie.
Ceny ławek są niemałe zatem jak zwykle przeglądałam aukcje internetowe. I cóż, dzięki temu że powstrzymałam swoje zapędy przed i w pełni sezonu, teraz pod jego koniec wylicytowałam ławkę za .. niewiele ponad 100 zł.
Przy ławce znalazły swoje miejsce pelargonie, w terakotowej doniczce posadziłam wrzosy, obok stanęły latarenki.
Teraz walczę z trawnikiem przed domem, ale pogoda skutecznie niweczy moje wysiłki. Nie przejmuję się tym zbytnio, za trawniki zabiorę się na poważnie w przyszłym roku. Ważne, że mam ławeczkę ;)





wtorek, 18 sierpnia 2015

Grodzimy się!


Inwestor budujący domy w zabudowie szeregowej, w której mieszkamy oferował nam dodatkowe ary na tyle działki za grosze - tak było podczas kupna domu. Gdy przyszło do sprzedaży działki podał cenę za ar .. dwukrotnie wyższą od najdroższych działek w naszym mieście. A żeby była jasność - działka choć w dobrej lokalizacji, nie leży w centrum starego miasta i nie jest regularnym kwadratem tylko jest to klin pomiędzy naszym szeregiem a rodzinnymi ogródkami działkowymi. Po naradzie z sąsiadami (cztery sąsiadujące rodziny) decyzja zapadła szybko - odpuszczamy dodatkową działkę i grodzimy się na przynależnym nam terenie. Wolimy teren ciasny, ale własny. Zapadła też druga decyzja - robimy to sami, czytaj: własnymi rękami. Po co? Wiadomo - oszczędzamy!
Wspólnie zamówiliśmy geodetę, panele z siatki, słupki, bloczki betonowe oraz drewniane pergole z słupkami.


Nasi mężowie uzbroili się w łopaty, ręczne świdry do robienia dołów pod słupki i zabrali się do roboty. W największe upały - największe od 1921 roku, tak? Zaczynali o 8 rano, kończyli o 22 wieczorem. Część miała urlopy, kto nie mógł dołączał po pracy - wszyscy pracowali bez wytchnienia. Nie u siebie tylko po kolei, bez oglądania się, że ktoś krócej, ktoś dłużej, każdy dawał z siebie ile się da. Czasem wpadał krewny lub znajomy na piwo i też zakasywał rękawy bo atmosfera była przednia ;)
W południe pierwszego dnia efekt był taki - wiemy, że mamy gliniastą, pełną kamieni glebę i ręczne świdry na nic się zdadzą, trzeba pożyczyć spalinowy. Po kolejnej godzinie pracy, już ze spalinowym, wiadomo było, że dwóch mężów to za mało, żeby trzymać świder - raz uciekł i za nim gonili. Gdy trzeci mąż dołączył po powrocie z pracy, robota poszła jak z płatka - 25 otworów pod słupy było gotowych.
Kolejnym etapem było umieszczenie słupów pod siatkę w ziemi i zalanie ich betonem. Po zastygnięciu betonu między słupami umieszczone były gotowe bloczki. Teraz można było przykręcić siatkę. Na tylnej ścianie dla bezpieczeństwa wysoką, po bokach niższą, żeby móc podać rękę sąsiadowi. Bo musicie wiedzieć, że sąsiadów mamy pierwsza klasa! 


Siatkę postawiliśmy nie na całych bocznych ścianach gdyż przy tarasie postanowiliśmy postawić drewniane pergole, żeby zapewnić sobie nieco intymności. Szerokość jednej pergoli to 1,80 m, jest ich trzy, do tego słupki więc około 6 metrów jest osłonięte pergolami. Wystarczy.

Pergole stawialiśmy na końcu gdyż czas dostawy był dłuższy niż siatki, a kto by czekał? 
Ponieważ my z sąsiadami z lewej chcieliśmy pergole w kolorze dębu, a sąsiedzi po prawej w kolorze orzecha, to trzy pergole przyszły jedynie zaimpregnowane z farbami w wiaderkach - do pomalowania we własnym zakresie. I tu wkroczyły dwie żony - ja ze swojej stronie malowałam na dąb, koleżanka z prawej na orzech i tak w dwa dni przedyskutowałyśmy milion tematów. Jeszcze tylko daszki na słupki, też malowane na pół - wiadomo! i gotowe. Ogrodzenie wykonane pięknie, solidnie, równiutko. Jakby dla siebie robione ;)
Ale żeby nie było, że poszło tak szybko jak opisałam w poście. Dwa tygodnie ciężkiej pracy czterech panów w pełnym słońcu (wystawa południowo-zachodnia) w nieprzeciętnie upalne dni, w problematycznych chwilach czerpiących wiedzę z internetu. Panów pracujących na co dzień przy biurkach i bynajmniej nie w branży budowlanej.. Da się? Da! 
Co ważne, ogrodzenie może być względnie łatwo przeniesione - gdyby właściciel wolnej działki za nami spuścił z tonu.. Przyznam, że szkoda mi tych dodatkowych dwóch arów, które miałam mieć.
Co teraz? Dzieci nieco rozżalone bo są od siebie odgrodzone, a że każdy ma dwójkę więc zażaleń spłynęło sporo. Ale za to możemy w zaciszu zjeść na tarasie posiłek bez zaglądania sobie w talerz. Natomiast wieczorami zamiast na tarasach stawiamy krzesła na tyłach działek, żeby się widzieć przez siatkę i rozmawiamy, rozmawiamy, rozmawiamy bo jest tyle tematów do obgadania. Teraz na tapecie ogród i drewutnia. I taras - jak widzicie kamień już czeka na wolny czas mojego męża. Ale to już w kolejnych postach :)



środa, 12 sierpnia 2015

Dylematy przy projektowaniu zabudowy kuchennej

We wcześniejszym poście TUTAJ opisałam naszą zabudowę kuchenną Metod "na wymiar". Poza kwestiami związanymi z dopasowaniem mebli z IKEA do niestandardowych wymiarów naszej kuchni pojawiały się też inne dylematy. Poniżej przedstawiam kilka z nich oraz swoje spostrzeżenia i zastosowane rozwiązania.


Najważniejszą i chyba najtrudniejszą do rozstrzygnięcia kwestią był kształt zabudowy.Choć kuchnię mamy wąską i długą to ciąg przy jednej ścianie odrzuciłam od razu - lubię mieć wszystko pod ręką. 
Ponieważ oryginalnie wejście do kuchni było bliżej okna, automatycznie nasuwała się koncepcja, aby meble postawić na planie litery "L". U nas byłby to ciąg szafek pod oknem i przy ścianie po prawej stronie na powyższym zdjęciu. Obawiałam się jednak, że przy "L-ce" będę miała zbyt mało szafek i blatów do dyspozycji. Odrzuciłam również dwa ciągi szafek stojące naprzeciw siebie, gdyż wykluczałoby to umiejscowienie zlewozmywaka pod oknem, które jest na węższej ścianie. A zlew pod oknem, jak pisałam ostatnio, był punktem wyjścia całego projektu :)
Ostatecznie zdecydowałam się na zabudowę w formie litery "U". Zastanawiałam się, czy przy tak wąskiej kuchni jak nasza nie będzie ciasno pomiędzy przeciwległymi ciągami szafek. Jak czytałam, 120 cm odstępu to minimum w tym miejscu, u nas zostawało 10 cm mniej. Na szczęście w praktyce okazało się, że szerokość 110 cm jest wystarczająca, swobodnie mogą korzystać z tej części kuchni dwie osoby równocześnie.

Aby postawić zabudowę w wybranym kształcie musieliśmy przesunąć wejście do kuchni i oddalić je od okna, a przy okazji poszerzyliśmy je do 1 m. Dzięki temu znalazło się ono naprzeciw schodów prowadzących z piętra zamiast jak wcześniej naprzeciw łazienki oraz jest bliżej zlokalizowanej pod schodami spiżarni. Poszerzenie wejścia do 1 m czyli szerokości schodów zdaje egzamin - jest przestrzenniej, a rankiem zaspani domownicy staczają się z piętra do kuchni niemalże po omacku ;)

Jako bonus zyskałam w przedpokoju miejsce na szafę na odzież wierzchnią - wcześniej wolna ściana była od strony salonu, teraz jest od strony wiatrołapu, który dzięki temu mógł pozostać niezabudowany szafą wnękową.

Kolejną kwestią budzącą moje wątpliwości była wysokość dolnych szafek, a tym samym poziom blatów gdyż ikeowskie szafki kuchenne są wyższe niż standardowo stosowane u nas. Wątpliwości spóźnione ponieważ przekonałam się o tym, jakie są wysokie gdy postawiliśmy pierwsze szafki na swoim miejscu w kuchni. Staram się być skrupulatna, ale ten temat umknął mi zupełnie..
Tym samym w naszej kuchni blat jest na poziomie 93 cm. Ja mam 160 cm i obawiałam się, że będzie zbyt wysoko. Przewertowałam kilka forów w poszukiwaniu informacji na ten temat i jak to zwykle bywa, zdania były podzielone. W praktyce okazało się jednak, że moje obawy były nieuzasadnione, szybko przyzwyczaiłam się do nowej wysokości blatów i po kilku miesiącach stwierdzam, że ma to sens - mój kręgosłup jest zadowolony :) O ile jednak do codziennego korzystania wysokość blatów jest komfortowa, to do wyrabiania ciasta jest za wysoko i wówczas przenoszę się na niższy stół kuchenny, który na szczęście został pomyślany tak, aby mógł służyć jako dodatkowy solidny blat roboczy.
Z uwagi na wysokie dolne szafki, przy zachowaniu ergonomicznej odległości pomiędzy blatem, a górnymi szafkami, te górne musiały zawisnąć wyżej niż standardowo i przy moim wzroście sięgnięcie na wyższe półki jest niemożliwe. Tutaj nieoceniony jest stołeczek ;) 

Kolejnym dylematem była wysokość zabudowy tj. czy zabudować kuchnię "pod sufit" - mogłabym w ten sposób zyskać więcej miejsca, uniknąć uciążliwego sprzątania góry szafek i schować rurę od wyciągu. Jednak zrezygnowałam z tego pomysłu gdyż nie chciałam zwężać optycznie kuchni. Z szafek pod sufitem i tak byłoby ciężko korzystać, a listwy wieńczące szafki skutecznie ukryły rurę, która teraz zupełnie nie rzuca się w oczy. Pozostaje kwestia czyszczenia wierzchu szafek, ale na szczęście przy indukcji powierzchnie nie zatłuszczają się tak bardzo jak przy kuchence gazowej. 

Podejmując tę decyzję miałam na uwadze, że mam długi ciąg szafek oraz spiżarkę, w przeciwnym razie zdecydowałabym się na zabudowę do sufitu.
Kolejną kwestią, nad którą się zastanawialiśmy to zabudowana lodówka obok piekarnika. I tutaj na forach zdania były podzielone. Ponieważ takie rozwiązanie pasowało mi idealnie,a producent sprzętów je dopuszczał, zdecydowaliśmy się na nie. Jak dotąd z lodówką nic złego się nie dzieje choć z piekarnika korzystam regularnie.

Bardzo istotna jest kolejność sprzętów AGD. Ja trochę naciągałam zasady choć ostatecznie wyszło wygodnie - z lodówki wyciągam składniki na blat po przeciwnej stronie (wystarczy obrócić się na pięcie;), gdzie jest krajalnica, chlebak i sporo wolnego miejsca do przygotowania posiłku. W dalszej kolejności jest zlewozmywak, w którym myjemy mięso, warzywa itp., dalej blat do krojenia oraz płyta kuchenna i piekarnik, oddzielone krótkim blatem. I znowu lodówka. Przy lodówce, ale nieco na uboczu jest stół, przy którym jemy posiłki. 

Pamiętajcie, że zmywarka powinna być bezpośrednio przy zlewozmywaku, a lodówka niech otwiera się na blat roboczy zamiast na jadalnię lub np. salon, jeśli kuchnia jest otwarta. 
Stawiając zlewozmywak pod oknem upewnijcie się, że po zamontowaniu wylewki okno się otworzy. Jeśli nie, to nie zarzucajcie pomysłu, dostępne są baterie z uchylną wylewką. Uwaga: na drodze okna może stać nie tylko wylewka, ale również dźwignia. Tak było u nas, ale dźwignia umiejscowiona z przodu wylewki załatwiła sprawę:

Pewnie zauważyliście brak przeszklonych szafek. W moim projekcie były obecne prawie do momentu zakupu, ale w ostatniej chwili górę wzięła praktyczna strona mojej natury. Cóż, na razie mam więcej do schowania niż eksponowania, jak tylko to się zmieni to wymienię drzwiczki na przeszklone :) 

Tematów, z którymi musieliśmy się zmierzyć  było rzecz jasna więcej, ale myślę, że te najważniejsze w naszych oczach, przytoczyłam. W każdym budzącym nasze wątpliwości przypadku rozważaliśmy "za" i "przeciw" i staraliśmy się wybrać tę opcję, w której przeważały plusy. Nie łudzę się jednak, że nasze decyzje były w pełni obiektywne. Niejednokrotnie trzeba było wybrać pomiędzy stroną praktyczną, a estetyczną - a co ma priorytet to już rzecz indywidualna ;)

piątek, 7 sierpnia 2015

Stojak z nierdzewki na ręcznik papierowy - szybka przemiana



Szybki post bo szybka metamorfoza ;) 
Stary, chyba ponad dziesięcioletni stojak ze stali nierdzewnej na ręczniki denerwował mnie okrutnie. Nieco zniszczony, ale cały i potrzebny więc nie wyrzucałam. A że ciągle zapominałam kupić nowy to ten trwał, służył i drażnił.
Wyglądał tak:

Wczoraj postanowiłam, że koniec z nim! Zostało mi trochę białej (a jakże!) matowej farby w sprayu do metalu, której użyłam do odnowienia zdewastowanych podczas budowy taboretów kuchennych (do obejrzenia metamorfozy zapraszam TUTAJ),



postanowiłam zatem stojak przemalować. Upał był ogromny więc zrobiłam to na zewnątrz wykorzystując ostatnie chwile betonowej wylewki, która wkrótce stanie się pełnoprawnym tarasem.
Przed malowaniem stojak odtłuściłam, następnie prysnęłam farbą. Po wyschnięciu obróciłam (z uwagi na pogodę już za jakieś dwie godziny ;), żeby pomalować tę jego część która wcześniej była niedostępna. Ot i tyle roboty ;) 

Teraz wygląda tak:


Niby nic, a cieszy :)

wtorek, 4 sierpnia 2015

Kuchnia z IKEA na wymiar


Wybór mebli do kuchni, choć zasadniczy w urządzaniu domu, był chyba jednym z najprostszych. Wiedziałam, jakie chcę, wahałam się jedynie pomiędzy frontami Stat (obecnie Kroktorp), a Bodbyn. Ostatecznie po rekomendacji pracownika sklepu stanęło na tych drugich, droższych, ale podobno znacznie wytrzymalszych bo więcej razy lakierowanych. Kolor - złamana biel. Blat musiał być dębowy, olejowany.

Zdecydowanie trudniej było z zaprojektowaniem ciągu kuchennego. Kuchnia jest długa i wąska, ma szerokie na 1 metr wejście z przedpokoju oraz jest otwarta na salon - poniżej widok od strony pokoju:

O ile na najszerszej ścianie kuchni mogłam poszaleć gdyż ma ona 5,5 m długości to z uwagi na wymiar ściany pod oknem (2,37m) miałam problem z dopasowaniem mebli. A zabrakło raptem 3 centymetrów do 2,4m, co pozwoliłoby na bezproblemowe ich ustawienie.
Wybrałam zatem takie szafki, których suma szerokości maksymalnie wypełniła węższą ścianę, przy czym szafka pod zlewozmywak była elementem stałym gdyż uparłam się, aby stał pod oknem i ta kwestia nie podlegała dyskusji ;) Wypełnienie pozostałej przestrzeni ułatwiło nam wąskie, a przy tym bardzo praktyczne cargo. Ostatnie wolne centymetry, niemożliwe do zagospodarowania zostały zasłonięte panelem wyciętym z ozdobnego panelu standardowo stosowanego do zasłonięcia boku ostatniej szafki w ciągu:

Podobnie rzecz miała się w przypadku szafek wiszących, tutaj również wykorzystaliśmy kawałek panelu do zasłonięcia wolnej przestrzeni pomiędzy szafką, a ścianą oraz między szafkami.


Kolejnym problemem był postawiony przy dłuższej ścianie pion wentylacyjny. Opcje były trzy - burzymy go, chowamy lub eksponujemy np. przy pomocy płytek ciętych ze starej poniemieckiej cegły. Zdecydowaliśmy się na jego częściową zabudowę oraz przedłużenie blatu - uznałam, że przy płycie kuchennej to rozwiązanie będzie prostsze do utrzymania w czystości niż cegła. Szafki musiały być w tym miejscu płytsze od standardowych, wykonane zatem zostały przez mojego męża z wyciętych na wymiar płyt, w Ikea kupiliśmy jedynie fronty.

W kilku miejscach docinany był na wymiar również blat. I dodatkowo kilkakrotnie przez nas olejowany, żeby mieć pewność, że będzie dobrze zabezpieczony przed wilgocią, zwłaszcza w okolicy zlewu. Blat został położony również pod oknem, tam gdzie zazwyczaj jest parapet. Dzięki wyższej niż standardowa wysokości szafek ikeowskich udało się położyć blat pod oknem na tym samym poziomie co blaty robocze.

Jak widzicie, nie bez kozery w tytule pojawiła się informacja, że kuchnia jest na wymiar.
W planowaniu nieoceniony okazał się dla mnie program do projektowania, który można pobrać ze strony Ikea. Początkowo irytujący w obsłudze, po wielokrotnym przestawianiu wszystkich elementów wyposażenia był już dla mnie dziecinnie prosty. Mimo wszystko wiele czasu zabrało mi wymyślenie, jak poustawiać te wszystkie szafki aby było ergonomicznie i tak jak mi się podoba, a jeszcze więcej mojemu mężowi i jego bratu na ustawieniu wszystkiego tak, jak to sobie wymyśliłam. 

Niełatwe było też przewiezienie mebli, gdyż do najbliższego sklepu mamy ponad 100 km, a gabaryty są spore. Kupowaliśmy etapami, najpierw szafki, które skręcałam ja, później fronty, blaty, sprzęt kuchenny i pozostałe akcesoria, których ustawieniem zajęli się już mąż i szwagier. Łącznie było kilka wyjazdów i dwa miesiące montażu gdyż równolegle wykonywaliśmy inne prace. Był to proces długotrwały, na szczęście nie mieszkaliśmy jeszcze więc nie było to uciążliwe. Miało też swoje dobre strony - nie musiałam wszystkich decyzji podejmować od razu. A dzięki montażowi we własnym zakresie koszt zabudowy kuchni zamknął się w rozsądnej kwocie. 





W dzisiejszym poście starałam się opisać, jak poradziliśmy sobie z dopasowaniem mebli do nietypowego wymiaru kuchni. Już teraz zapraszam na ciąg dalszy. W kolejnych postach napiszę jakie dylematy pojawiały się przy planowaniu i urządzaniu kuchni oraz pokażę jak nadawaliśmy surowej kuchni indywidualnego charakteru, aby stała się tą jedyną, niepowtarzalną. Naszą :)