Translate

wtorek, 31 marca 2015

Wymyśliłam sobie pralnię



Wygospodarowanie pomieszczenia na pralnię wymagało od nas nieco inwencji i walki z zastanym stanem rzeczy. Dom kupiliśmy w stanie surowym zamkniętym więc ściany już stały. Pośrodku tylnej ściany górnej łazienki było wejście o wysokości 1,2m do ciemnego pomieszczenia nad garażem (dotychczas nie mamy pojęcia co twórca miał na myśli zostawiając tak niski otwór..). Pierwsza myśl jaka nasunęła się mojemu mężowi to zamurowanie tego mini-przejścia i zrobienie stryszku z wejściem z garażu po drabinie. Ja natomiast zapałałam ogromną chęcią posiadania pralni choćbym musiała do niej na kolanach wchodzić..


Po przeanalizowaniu tematu udaliśmy się do majstra, który dom stawiał, z pytaniem czy możemy poziomą belkę, którą widzicie na zdjęciu, skrócić tak z lewej strony aby w miejscu gdzie sufit jest najwyżej powstało przejście nie wymagające pełzania. I co? Okazało się, że ponieważ nad garażem strop jest lany to się da :) Majster belkę skrócił, jej ucięty koniec podstawił kolejną belką ustawioną pionowo, zamurował stare przejście, z lewej murek zburzył i mam co chciałam. Powstało sporej wielkości pomieszczenie, tyle, że ze skosem na całej długości.


Pomieszczenie jeszcze nie jest zagospodarowane do końca, stoi tam na razie pralka, kosze na pranie, suszarka i środki czystości. Jednak już znalazło się tam wszystko to co normalnie musiałabym umieścić w łazience.
W przejściu do pralni nie wstawiliśmy drzwi, pozostało otwarte. Dzięki temu łazienka wydaje się przestronniejsza, natomiast rzeczy wstawione do pralni nie są widoczne z powodu ukośnego kształtu przejścia i panującego tam, przy wyłączonym normalnie świetle, półmroku.


Pralnia pełni również rolę suszarni, bo choć zrezygnowaliśmy z położenia w tej tylnej części ogrzewania podłogowego to grzejnik na ścianie zupełnie do tego celu wystarcza.



Teraz jak piszę ten post, wszystko wydaje się proste i oczywiste, jednak zmiana przeznaczenia "stryszku nad garażem" wymagało sporo zachodu i zdarzały się chwile, że chcieliśmy machnąć na to ręką. Cieszę się, że tak się nie stało bo pralnię wykorzystuję w 110% i jest to jedno z tych pomieszczeń, których posiadanie sobie ogromnie cenię, jak górnolotnie to nie zabrzmi ;)

piątek, 27 marca 2015

Parę słów o kominku - mechaniczne rozprowadzenie ciepła


Pierwszy sezon kominkowy powoli zbliża się ku końcowi.. Pogoda była wprawdzie łaskawa, ale my nawet w ciepłe zimowe dni nie odmawialiśmy sobie tej przyjemności. I choć znajomi bazując na własnym doświadczeniu prorokowali, że dom ogrzewać będziemy głównie gazem, a kominek rozpalany będzie przy okazji wizyt gości bo nie będziemy chcieli z salonu robić kotłowni to u nas te przewidywania nie sprawdziły się w żadnej mierze. Dzięki mojemu mężowi, który wziął na siebie strażnika ogniska, ogień rozpalany był codziennie.
Ale wbrew romantycznym skojarzeniom post zahaczy o kwestie praktyczne, zresztą taki był zamysł jak zakładałam tego bloga - ma być praktycznie i oszczędnie ;)
Wybór rozprowadzenia ciepła w domu nie był prosty, a musiał być jednym z pierwszych (jeśli nie pierwszym) po zakupie domu w stanie surowym, gdyż decyzję musieliśmy podjąć jeszcze przed położeniem wylewki. W posadzce przecież biegnie doprowadzenie powietrza do kominka.
Na mechaniczne rozprowadzenie ciepła zdecydowaliśmy się ponieważ przekonały nas argumenty, że ciepło w domu robi się niezwłocznie po rozpaleniu w kominku. Pracujemy oboje więc zależało nam, żeby w mroźne dni, po powrocie do domu, rozpalić w kominku i szybko ogrzać cały dom. Podobnie po wyjazdowym weekendzie. I pod tym kątem system sprawdził się w stu procentach.
System ten polega na tym, że ogrzane ciepłem kominka powietrze rozprowadzane jest rurami po domu. U nas do pokojów na piętrze oraz górnej łazienki. Parter domu rozgrzewany jest już samym kominkiem, na schodach wówczas też jest ciepło gdyż jak wiemy cieple powietrze idzie do góry ;)
Powietrze rozprowadzane jest przy pomocy turbiny, u nas ulokowana jest ona na strychu.
Co ważne: powietrze rozprowadzane po pokojach to nie jest powietrze bezpośrednio z kominka tylko przez nie ogrzane.
Otwory wlotowe do pokojów wyglądają tak:



Przy podejmowaniu decyzji nie bez znaczenia był też koszt wykonania takiego systemu. Pomijając wykonanie samego kominka to cena rozprowadzenia łącznie z turbiną wyniosła 2000 zł więc przy wszystkich innych kosztach nie oszałamiała.
Ponieważ system rozprowadzenia ciepła wymaga kominka, a wykonawcą obu rzeczy, przynajmniej u nas, była ta sama firma, musieliśmy zdecydować o kształcie samego kominka. Miesiąc po spontanicznym zakupie domu, bez klarownego pomysłu na jego wystrój.. Wiedziałam, że chcę tradycyjny, chętnie narożny z jedną szybą, ale z powodu lokalizacji komina narożny nie wchodził w grę. Po obejrzeniu wizualizacji przedstawionych przez naszego pana od kominków, zdecydowaliśmy się na ten co powstał - dwie szyby, żeby ogień widoczny był również z części jadalnianej, całość prosta w formie. W pierwszej wersji był cały biały i w tym wydaniu dla mnie wyglądał zbyt nowocześnie. Trochę tej "nowoczesności" udało mi się zgubić malując górną jego część w kolorze pozostałych ścian.
Trochę potem żałowałam, że nie zdecydowałam się na kaflowy, choć prawdopodobnie po zobaczeniu kosztorysu wcale nie podjęlibyśmy takiej decyzji.. Tak czy siak kominek jest i jestem absolutnie szczęśliwa, że go mam. Brakuje mi tylko fotela do czytania książek - to kolejne marzenie do spełnienia..





Pozdrawiam ciepło :)

wtorek, 24 marca 2015

Tkaniny w ramkach



Jakiś czas temu zamówiłam próbki tkanin w sklepie dekoria.pl z zamiarem wybrania materiału na zasłony i tapicerkę krzeseł. A ponieważ w moim wiatrołapie (lub "łapaczu wiatru" jak to moja siostra pięknie nazywa i chyba przy takim nazewnictwie już pozostanę) wiszą puste ramki czekające na czas i natchnienie mojej córki, wczoraj przed zaśnięciem zastanawiałam się co chciałabym w nich widzieć. I natchnienie nawiedziło mnie gdyż przypomniałam sobie o tych kawałkach pięknych materiałów i wyobraziłam je sobie w ramkach. Nie mogłam doczekać się powrotu z pracy do domu, żeby sprawdzić, czy się nie mylę. I nie dość, że kawałki tkanin pasowały idealnie, jakby na wymiar robione, to jeszcze pięknie komponują się z wnętrzem. 
Jak ja lubię takie niby proste, a jednak nieoczywiste rozwiązania :)









sobota, 21 marca 2015

Mam krzesła na taras. Duuużo!

Całe 9 sztuk :) Znalazłam na olx.pl właściwie od razu jak tylko zaczęłam szukać. O dziwo, bo z reguły moje poszukiwania trwają długo.. W dodatku 25 km od nas.


Krzesła miały być dębowe, jak zapewniał sprzedający, są niestety bukowe. Za to stabilne, w całkiem dobrym stanie - używane były krótko w jakiejś szkole nauki jazdy.
Miało być 8 sztuk, ale okazało się, że pan sprzedający nie miał wydać i dorzucił jedno za dyszkę. Za wszystkie zapłaciłam.. 150 zł. I choć może nie są dokładnie takie jak te wymarzone, z okrągłym siedziskiem, jak w prowansalskim ogrodzie, to ogromnie się cieszę, że są drewniane i że jest ich dużo. Cztery staną na tarasie, nadprogramowe będą sobie wisiały w garażu i czekały na letnie spotkania z gronem znajomych w ogrodzie. 
Wyczyszczę, zaimpregnuję olejem, rzucę poduchy i powinno być fajnie. Planowałam je przemalować, ale córka zaoponowała twierdząc, że do ogrodu ma być naturalne drewno. Może i racja..
Oczywiście efekt renowacji pokażę. 
Zdecydowałam się na krzesła, a nie wypoczynek po pierwsze z powodu obecnego stanu naszego ogrodu (wyglądałby póki co kuriozalnie), po drugie marzę o niedzielnych śniadaniach, obiadach, kolacjach na tarasie, a tu stół z krzesłami wydaje się niezbędny.
Zatem teraz ruszam na poszukiwania drewnianego stołu. Dużego :-) Bo choć taras i ogród wyglądają jeszcze jak plac budowy to jest szansa, że wkrótce zacznie się coś dziać i kolejne marzenia będą się spełniać...


czwartek, 19 marca 2015

Wiatrołap już prawie, prawie



Dość długo zastanawiałam się jak zagospodarować niewielki wiatrołap, w dodatku z trojgiem drzwi na trzech ścianach gdyż wchodzimy stąd również do garażu. Ostatecznie stanęło na tym, że szafa na ubrania wierzchnie wyląduje już w przedpokoju natomiast przy wyjściu swoje miejsce znajdzie szeroki stołek, na którym będzie można przysiąść ubierając buty. Nad pufą zawiśnie lustro, a obok lustra wieszak i kosz na parasole. I ot, cały wiatrołap. Zostaje tyle miejsca, żeby cała nasza czteroosobowa rodzina mogła wejść do domu bez konieczności otwierania drzwi pomiędzy nim, a przedpokojem i wpuszczania zimnego powietrza do wnętrza.
Ramki czekają puste na czas i inwencję twórczą mojej starszej córki z artystycznym zacięciem, która ma za zadanie wprowadzić tą drogą akcent kolorystyczny do wiatrołapu. Mam nadzieję, że nastąpi to wkrótce, zanim przyzwyczaję się pustych ramek i przestaną mi przeszkadzać. Z przerażeniem stwierdzam, że żarówki pod sufitem w salonie nie "rażą" mnie tak jak zaraz po wprowadzeniu.. 
Nad wieszakiem, na daszku, stanie tabliczka z napisem. Wypatrzyłam sobie jedną na allegro, ale chyba spróbuję zrobić coś sama. Kupię jak nie wyjdzie ;/


Koszt urządzenia tego pomieszczenia nie był wielki, bo jak zwykle parę rzeczy zrobionych było przeze mnie. Zestawienie zwyczajowo znajdziecie pod zdjęciami.












Najdroższym elementem był zakupiony w internecie wieszak w formie panelu ściennego (Meble Zych) - 260 zł
Lustro IKEA - 129 zł
Lampa Praktiker - ok. 65 zł (widziałam też w innych sklepach)
Stołek wyszukałam na allegro i przerobiłam na swoją modłę ;) Metamorfozę i jej koszt pokazałam tutaj: http://jagabunia.blogspot.com/2015/01/przerabiam-stoek-do-wiatroapu.html
Parasolnik również kupiłam na allegro i przyozdobiłam koronką. Jak może pamiętacie, kupiłam od razu trzy;) 
http://jagabunia.blogspot.com/2015/03/kosze-na-parasole-z-wikliny.html
Wycieraczka IKEA - 30 zł
Ramki z IKEA - 14,99 zł x 2 szt.

poniedziałek, 16 marca 2015

Balkoniara startuje z ogrodem


W sobotę dostałam w prezencie przecudne śnieżyczki do zasadzenia w ogrodzie. Ogród tylko z nazwy, na razie jest to kawałek ziemi w trakcie równania gdyż jeszcze kilka dni temu były tam głębokie doły i wysokie kopce, częściowo zastawiony materiałami budowlanymi. Równanie trwa więc nie mogąc posadzić kwiatuszków w docelowym miejscu, w niedzielny poranek zanim dzieci wstały zdjęłam ze strychu kilka doniczek. Dobrze, że mąż czuwał bo nakręcona na sadzenie, chciałam do jakiegoś marketu po ziemię jechać.. Jako odwieczna mieszkanka bloku ziemię zawsze w sklepie kupowałam, teraz mamy swoją i to podobno niezłą :)
Przebiśniegi wsadziłam do doniczek, będę je rozsadzać gdy przekwitną - jak przeczytałam będzie to najwłaściwszy moment.
Wrzucam kilka zdjęć z moimi śnieżyczkami. Załapała się też choinka świąteczna również czekająca na wsadzenie do ziemi oraz ogród i taras przed metamorfozą. Będę dodawać fotki z postępu prac i mam nadzieję, że przyjdzie czas gdy wrzucę zdjęcia, które będę mogła zatytułować "po metamorfozie". 
Traktuję to jako swoiste zobowiązanie do działania. Nigdy nie miałam własnego ogrodu i wszystko co z nim związanie jest i będzie dla mnie nowe. WSZYSTKO. Trzymajcie kciuki :)




piątek, 13 marca 2015

Jak się ubrać do opery?

To pytanie zadaje sobie zapewne każdy, kto do opery wybiera się po raz pierwszy. Nie piszę o premierze, niestety nie byłam, ale o spektaklu granym po raz kolejny, które rzecz jasna dominują jeśli chodzi o ilość.
Ja szukałam informacji na ten temat kilka lat temu, gdy za namową znajomych zdecydowaliśmy się pojechać na operetkę "Zemsta nietoperza" Johanna Straussa. Wówczas niełatwo było znaleźć odpowiedź więc podzielę się moimi obserwacjami, może okażą się dla kogoś pomocne. 

środa, 11 marca 2015

Jak olejować dębową podłogę? Dlaczego wybrać deski fazowane i szczotkowane? Jak zaoszczędzić?

 Olejowanie desek podłogowych, schodów czy blatów nie jest w Polsce najpopularniejsze i w moim przekonaniu zdecydowanie nie doceniane, choć w ostatnich latach coraz więcej osób wybiera taki sposób konserwacji drewna.


Nie będę tutaj robić porównania olejowania z lakierowaniem gdyż znajdziecie takie zestawienia na wielu portalach. Napiszę jednak co kierowało nami osobiście, że zdecydowaliśmy się na olejowaną podłogę w domu i w jaki sposób zaolejowaliśmy deski.
Pierwszym i najważniejszym powodem takiej decyzji było to, że chcieliśmy mieć w salonie porządną dębową podłogę z litych desek drewnianych, chcieliśmy widzieć prawdziwe drewno i czuć je pod stopami.

Ponieważ olejowane deski dębowe podłogowe są bardzo drogie poświęciliśmy sporo czasu na znalezienie lokalnego producenta podłóg drewnianych, który sprzedaje również deski surowe tj. przygotowane do montażu, fazowane jeśli klient sobie życzy oraz oferuje montaż. Natomiast pozostawia klientowi możliwość wykończenie podłogi we własnym zakresie. W ten sposób cena 1m2 desek spadła zdecydowanie. Ponieważ nasz salon ma 35m2 więc było o co walczyć. 
Zdecydowaliśmy się na deski dębowe z uwagi na twardość, wybarwienie oraz fakt, że jest to drewno krajowe.


Kolejnym wyborem była szerokość desek. Zdecydowaliśmy się na te o szerokości 14 cm - był to złoty środek pomiędzy naszymi preferencjami, a ceną. Kolejna szerokość desek była zdecydowanie droższa, węższe były trochę tańsze, ale naszym zdaniem zbyt wąskie.
Pamiętajcie, że decydując o szerokości deski, decydujecie również o ilości połączeń między nimi. W zimie, gdy z powodu ogrzewania deski są bardziej suche mogą się kurczyć i pojawiają się między nimi szpary. Zatem im szersze deski tym mniej potencjalnych szpar. Z drugiej strony pan, który montował nasze deski twierdził, że gdy podłoga jest dobrze położona nie powinny pojawiać się widoczne odstępy. Czy tak jest rzeczywiście, nie wiem. Nasza podłoga zaliczyła pierwszy sezon zimowy i deski się nie rozeszły w widoczny dla nas sposób. Faktem jest jednak, że mój mąż zapobiegliwie kupił nawilżacz i regularnie go włączał, żeby zapewnić odpowiednią wilgotność powietrza w salonie i nie dopuścić do nadmiernego wysuszenia podłogi.
Innym sposobem uniknięcia widocznych odstępów pomiędzy deskami był wybór desek fazowanych czterostronnie (jest też możliwość zakupu desek fazowanych dwustronnie - na przeciwległych bokach). Dzięki tym fazom ewentualne szpary nie są tak widoczne jak byłyby gdyby faz nie było. Poza ich funkcją praktyczną, w moim odczuciu podnoszą walor estetyczny podłogi. 


Kolejnym punktem był wybór: deska szczotkowane czy gładka. Tutaj sprawa również była oczywista - zdecydowanie
szczotkowane. Dlaczego? Ponieważ szczotkowanie pięknie wyciąga słoje na wierzch, a olejowanie dodatkowo je podkreśla.
Położenie podłogi zleciliśmy fachowcom autoryzowanym przez producenta desek. Wprawdzie mąż ze swoim bratem położyli sami deskę trójwarstwową w pokojach na piętrze, jednak w tym przypadku nie zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie. Dzięki temu, że montaż zrobiła dedykowana firma, otrzymaliśmy gwarancję producenta. Podłoga drewniana może wstać, w przypadku samodzielnego ułożenia nie mielibyśmy możliwości złożenia reklamacji. U nas na szczęście nic się nie stało, ale takie przypadki bywają. Najczęściej gdy zbyt spieszymy się z wykańczaniem domu i wylewka, na której kładziemy deski nie jest wystarczająco sucha. Panowie, którzy wykonywali u nas montaż podłogi, sprawdzili wilgotność posadzki i choć była na granicy i formalnie deski można było kłaść, choć jechali do nas 100 km, poradzili, żeby poczekać jeszcze miesiąc, a będziemy mieć pewność, że podłoga nie wstanie. Przez ten miesiąc włączaliśmy osuszacz i rzeczywiście po tym czasie podłoga była na tyle sucha, że bez obawy można było przystąpić do układania desek. Odwrót i ponowne przybycie montażystów nie było płatne dodatkowo, co nas mile zaskoczyło.
Po ułożeniu podłogi, co fachowcom zajęło kilka godzin, już kolejnego zabraliśmy się za olejowanie. Nie należy z tym zwlekać gdyż nie zaimpregnowana podłoga narażona jest na uszkodzenia. Ziarenka piasku, przypadkiem rozlana ciecz mogą łatwo uszkodzić surowe deski.
Najpierw dokładnie odkurzyliśmy podłogę, następnie, zgodnie z zaleceniem naszych montażystów, przemyliśmy ją porządnie odciśniętym z wody (prawie suchym!) mopem, żeby pozbyć się resztek pyłu. Po kilku minutach, gdy podłoga była idealnie sucha, rozpoczęliśmy olejowanie.
W tym celu należy zaopatrzyć się w:
Olej  :-)
Pędzel np. ławkowiec
Kuwetę malarską
Dużą ilość szmat białych (żeby się nie odbarwiały) i bez meszku (zostanie na naszej podłodze)
Do ubrania proponuję spodnie i skarpety, których nie szkoda nam będzie wyrzucić. Przydatne mogą okazać się szpitalne ochraniacze na buty, które osłonią nam skarpety.
Rękawiczki gumowe

Jak to zrobić?
Trochę oleju nalewamy do kuwety.
Olejowanie zaczynamy od najodleglejszych kątów pokoju i kierujemy się do wyjścia. Pędzlem nabieramy olej i nakładamy na podłogę tak, jakbyśmy ją malowali, pozostawiając widoczną warstwę oleju aby umożliwić deskom jego wchłonięcie. Przy pierwszym nakładaniu warstwa jest grubsza, przy kolejnych cieńsza gdyż deski nie będą już tak chłonne.
My to robiliśmy w dziennym świetle, od czasu do czasu sprawdzając pod światło czy warstwa oleju jest w miarę jednolita na całej powierzchni. W razie potrzeby uzupełnialiśmy olej w miejscach gdzie wydawało się, że są niedostatecznie nim przykryte.
Po nałożeniu oleju na całą podłogę, daliśmy deskom pół godziny na jego wchłonięcie. Teraz wzięliśmy po kawałku szmaty i okrężnymi ruchami wcieraliśmy olej w podłogę, jego nadmiar zbierając. Ten etap wykonujemy na kolanach na pokrytej olejem podłodze, stąd moja propozycja założenia starych spodni ;)
Ważne jest, żeby olej rozprowadzić równomiernie, a następnie równo go rozetrzeć, a nadmiar zebrać. Jeśli zostawimy miejsca pokryte olejem na noc, w miejscach tych pozostanie błyszcząca plama.
Zużyte szmaty wrzucamy do wiaderka z wodą lub foliowego worka i zamykamy worek gdyż może nastąpić samozapłon nasączonych olejem szmat.
Przez dwa kolejne dni cały proces powtarzamy nakładając coraz cieńsze warstwy oleju.
Po olejowaniu deski są zabezpieczone. Rozlana woda nie wniknie w podłogę tylko będzie się na niej utrzymywać.
Po ok. pół roku dobrze byłoby olejowanie powtórzyć, a następnie powtarzać co rok przez kolejne kilka lat.
Jeśli zdarzy się nam uszkodzić podłogę - my nieco porysowaliśmy ją przy wnoszeniu ciężkiej szafy - wystarczy delikatnie przetrzeć papierem ściernym (w przypadku desek szczotkowanych dodatkowo przejechać drucianą szczotką) i zaolejować uszkodzone miejsce. Nie będzie śladu.
Poza olejami neutralnymi w barwie, dostępne są takie, które zmieniają kolor desek. Nasze początkowo chcieliśmy rozbielić olejem, ale okazało się, że nie jest to zalecane na deskach fazowanych już położonych na podłodze. Dlaczego? Podczas olejowania, pomiędzy deski, w fazy, wejdzie większa ilość oleju w porównaniu z warstwą, którą pozostawimy na poziomej powierzchni deski. Zbieranie nadmiaru oleju z tych miejsc również nie będzie tak skuteczne i ostatecznie powierzchnie fazowane będą mocniej rozbielone. Dlatego zdecydowaliśmy się na olej w kolorze rustic, lekko przyciemniający deski, nadający im nieco rustykalnego charakteru. Przed podjęciem decyzji zaolejowaliśmy otrzymaną od producenta próbkę deski, żeby upewnić się, że efekt nas zadowoli.
Cóż, pracy sporo, ale do przeżycia. Nas nie zniechęciła ilość wysiłku, jaką trzeba w to włożyć skoro zdecydowaliśmy się jeszcze m.in. na olejowanie schodów (opisałam to TUTAJ) oraz stołu i blatu w kuchni.
Wszystkie zdjęcia w tym poście pokazują naszą podłogę. Zwróćcie uwagę jak zmienia się w zależności od oświetlenia :)




niedziela, 8 marca 2015

Biurko gotowe, czekamy na szkołę :)


Wyszperane na olx używane biurko, które pokazywałam TUTAJ jest już gotowe. Choć "już" to chyba niezbyt adekwatne stwierdzenie bo od zakupu minęło sporo czasu. Podchodziłam do niego kilka razy, odnawiałam je etapami, przerywając pracę innymi robótkami, między innymi uszyciem wyściółki do koszyka pod kolor tapicerki stołka, który postawiłam przy biurku do czasu, aż kupimy krzesło. 


Biurko, jak wspomniałam, okazało się częściowo sosnowe (blat i fronty szuflad), a częściowo z płyty laminowanej. Na szczęście nie było oklejone folią, gdyż poszarpane krawędzie obrzeży z laminatu mogłam wygładzić szlifierką. W przypadku folii finisz nie odważyłabym się na to.
Ale po kolei..
Pracę nad biurkiem zaczęłam od wyjęcia szuflad, wykręcenia gałek i umycia całości. Mąż zrobił mi niespodziankę i nic nie mówiąc wcześniej, wyciął nową dyktę na dno szuflad, które były podniszczone przez poprzedniego użytkownika. 
Kolejny etap to czyszczenie całości szlifierką. Ja używam do tego małej szlifierki tzw. myszki.
Do czyszczenia blatu, na którym było sporo wgłębień po cyrklu, użyłam grubego papieru ściernego. Udało mi się zeszlifować blat na tyle, że wszelkie ubytki właściwie zniknęły. Następnie przeszlifowałam go drobnym papierem ściernym, żeby wygładzić powierzchnię.

Drobnym papierem ściernym przeczyściłam część biurka wykonaną z płyty i pokrytą laminatem, żeby zmatowić powierzchnię i przygotować ją w ten sposób pod nałożenie farby. Zeszlifowałam też wszelkie zadziory na obrzeżach.


Wyczyściłam szlifierką fronty szuflad. Tutaj było kilka większych ubytków, które wypełniłam szpachlą do drewna. Po wyschnięciu szpachli przeszlifowałam ponownie powierzchnię.
Po zakończeniu tego etapu odpyliłam mebel i przetarłam lekko zwilżoną ściereczką.
Położyłam biurko na "plecach" i zabrałam się za malowanie powierzchni spodniej. Następnie postawiłam biurko na nogach i przemalowałam resztę biurka. Na powierzchnie sosnowe nałożyłam trzy warstwy farby, na laminowane cztery.
Na końcu pomalowałam gałki, uprzednio przetarte papierem ściernym. Żeby nie kupować puszki różowej farby do trzech gałek, kupiłam pigment, którego odrobinę zmieszałam z niewielką ilością białej farby. Kolor, który uzyskałam nie do końca mi odpowiada. Już po fakcie w sklepie z farbami dowiedziałam się, że mogę przynieść resztę białej farby, która została mi po malowaniu oraz próbkę koloru, który chcę uzyskać i za 4-5 zł zrobią mi kolor jaki chcę. Teraz już nie będę zmieniać koloru gałek, ale na przyszłość z pewnością skorzystam z takiej możliwości.
Pozostało zawoskowanie, wywietrzenie i wstawienie do pokoju :)

Pod zdjęciami znajdziecie podsumowanie kosztów.





Koszty:
Używane biurko Jysk: 150 zł
Farba Beckers, kolor biały półmat: 21 zł
Barwnik: 5 zł (zużyłam odrobinę)
Dwa pędzle z gąbki: 7 zł
Wosk Starwax miałam

Do obejrzenia metamorfozy krzesła stojącego przy biurku zapraszam TUTAJ.

środa, 4 marca 2015

Maluję sosnowe meble córki


Przeprowadzając się do nowego domu, z mieszkania zabraliśmy ze sobą meble córki. Sosnowe, bejcowane na kolor brązowy. Nasza czternastolatka zamarzyła sobie natomiast, żeby meble w jej nowym pokoju były białe. Zakup nowych, poza dawno obiecaną toaletką, nie wchodził w grę - nie chcieliśmy dociążać i tak nadwyrężonego budżetu, poza tym szkoda było pozbywać się wprawdzie już kilkuletnich, ale nadal w dobrym stanie mebli.
Postanowiłam zatem przemalować je na biało.
Poświęciłam na to zadanie prawie dwa (!) tygodnie urlopu na wakacjach. Cóż, było co malować: komoda i biurko z Ikea, łóżko z dużą szufladą na pościel z Merkury Marketu i regał na książki ze sklepu na allegro.
Zaopatrzyłam się w papier ścierny, szpachlę do drewna, wałek, pędzle oraz białą farbę akrylową.
Rozkręciłam meble. Ręcznie wyczyściłam drewno papierem ściernym (100). Nie miałam wówczas szlifierki, gdybym miała, praca trwałaby zdecydowanie krócej.
Kolejnym etapem było szpachlowanie ubytków w drewnie - głównie na blacie biurka było widać wesołą twórczość mojej córki. Po wyschnięciu ponownie przejechałam papierem szpachlowane miejsca, a następnie wszystkie meble wyczyściłam drobnym papierem ściernym (400).
Dokładnie odpyliłam całość i przetarłam zwilżoną ściereczką. Teraz mogłam zabrać się za malowanie.
Do tego celu kupiłam farbę akrylową Śnieżki. Najpierw pomalowałam wszystkie zakamarki niewielkim pędzlem. Pozostałe powierzchnie potraktowałam wałkiem. Aby uniknąć zacieków malowałam jedynie powierzchnie poziome, w razie potrzeby kładąc mebel na boku lub na plecach lub boku. Na wałek nabierałam niewielką ilość farby i delikatnie, starając się robić to z amatorskim wprawdzie, ale jednak wyczuciem, nakładałam cieniutkie jej warstwy - w sumie położyłam ich cztery.
Po malowaniu niestety nie zawoskowałam mebli gdyż nie wiedziałam wówczas, że warto, i ten niedostatek widać teraz na blacie biurka - dość łatwo się brudzi i zostają odbarwienia np. po kubku z herbatą. Planuję ponowne przemalowanie blatu i zawoskowanie. Coż, brak doświadczenia..

Obecnie meble wyglądają tak: